Martwa przestrzeń
Dead Space / fot. Graminator
Jedną z nich był chociażby Dead Space, który zrobił na mnie największe wrażenie. Był to tytuł wydany przez IronMonkey Studios we współpracy z EA Mobile. Mobilny Dead Space rozgrywa się w 2511 roku. Dokładnie na kilka godzin przed wydarzeniami z Dead Space: Ignition, Dead Space 2 i Severed. Tym razem nie wcielamy się w Isaaca Clarka. Główne skrzypce gra tutaj Vandal. Świeżo upieczony unitolog na Titan Station, który musi wykonać kilka zadań dla Kościoła Unitologii. Oczywiście nie wszystko idzie tak jak powinno, a my jako gracze próbujemy naprawić cały ten bajzel. Jeśli graliście w Dead Space’a to widząc tego screena już wiecie z czym macie do czynienia. Standardowo przebijamy się przez fale nekromorfów próbując dotrzeć z punktu A do punktu B, jednocześnie pilnując swoich zapasów. W grze pojawiają się wszystkie elementy znane fanom serii. Zarządzanie ekwipunkiem, zbieranie notatek, rozwiązywanie zagadek, słuchanie audiologów i walka z nekromorfami. Cały tytuł można ukończyć w jakieś trzy godziny. Absolutna gratka dla wszystkich miłośników Dead Space’a. Gra ukazała się w 2011 roku.
Sandstorm, ale nie Darude
Modern Combat: Sandstorm / fot. Graminator
Kolejny tytuł, który wspominam aż za dobrze to Modern Combat: Sandstorm. Był to shooter stworzony przez weteranów mobilnej branży. Mowa tutaj oczywiście o Gamelofcie. Akcja gry osadzona jest na Bliskim Wschodzie. Gracze wcielają się w Mike’a “Chief'a” Warrens'a, który jakiś czas po odniesieniu obrażeń w jednej ze strzelanin, wraca do aktywnej służby. Protagonista zostaje wysłany na rutynowy patrol ze swoim starym oddziałem, ale okazuje się, że zwyczajna misja zamienia się w walkę o głowice nuklearną. To porównanie może być trochę kontrowersyjne, ale Modern Combat: Sandstorm to trochę takie czwarte Call of Duty w wersji mobilnej. W grze znajdziemy 10 poziomów, a na każdym z nich walczymy oczywiście z terrorystami. Często w wykonywaniu zadań towarzyszą nam też nasi żołnierze, co jest zdecydowanie na plus. Na ilość broni i sterowanie też nie ma co narzekać, zwłaszcza że Sandstrom wyszedł w 2010 roku. Tytuł ten w swoim czasie był o tyle dobry, że Gameloft dodało nawet tryb multiplayer w darmowym updacie.
Hop przez dżungle
Rayman Jungle Run / fot. Graminator
Swego czasu sidescrollery też były popularnym gatunkiem. Jednym z takich bardziej znanych był Rayman Jungle Run. Pierwszy raz grałem w ten tytuł na rozpadającym się Windows Phonie - jeez, pamiętacie jeszcze takie?
W każdym razie, gra ta wykorzystuje ten sam styl i silnik co Rayman Origins. W kwestii rozgrywki, Rayman biegnie automatycznie przez całą planszę. Do gracza należy wykonywanie skoków, używanie helikoptera i uderzanie potworów. Celem gry jest zebranie na każdym poziomie stu lumów, a te uzyskamy tylko przebiegając perfekcyjnie przez cały level. Dodatkowo, możemy zbierać też zęby dla pewnego mrocznego pana z kosą. Mimo wszystko, jest to bardzo kolorowa i przyjemna gra.
Tylko dlaczego nie gramy?
fot. Graminator
Dobra, za bardzo odpływam. Jest jeszcze wiele gier w które grywałem na tamtej Xperii. Asphalt 5, Dead Runner, Into The Dead, Wipeout i wiele, wiele innych. Nie jest to jednak nasz główny punkt. Trochę martwi mnie to, że już nie gramy na telefonach tyle co wcześniej. Zastanawiam się z czego to wynika i chyba mam kilka teorii. Na początku wprowadzania Androida wszystko było jakieś takie, ambitne. Twórcom się chciało i faktycznie korzystali z technologii, którą mieli wtedy na rękach. Dzisiaj na telefony wypuszczane są w większości casualowe gry, a nie doświadczenia na kilka godzin takie jak chociażby wspomniany przeze mnie Dead Space. Kolejną rzeczą jest to, że praktycznie wszystkie wymienione tutaj produkcje nie są już dostępne do pobrania. Zgarniecie je na swoje sprzęty albo poprzez ręczną instalację (jeśli oczywiście historia kupionych przez Was gier sięga na tyle daleko) albo rzucając się w odmęty internetu w poszukiwaniu ulubionych produkcji, a to też nie zawsze kończy się sukcesem. Dla przykładu Dead Space bez specjalnego pliku APK ma przesterowany dźwięk i nie działa na nowszych urządzeniach. Emulatory też są jakąś opcją, ale dla mnie to jednak nie to samo. Od gier mobilnych odrzucają mnie też mikropłatności. Wiem, że w czasach gazet i pobierania plików za 3,69 miało to jakiś sens, ale dzisiaj jest to jak na moje niepotrzebny dodatek. Zwłaszcza jeśli na mikropłatnościach są reklamy od których nie można absolutnie uciec. No cóż może to tylko ja tu narzekam, ale wiem że są też takie osoby, którym brakuje ogrywania tytułów na telefonach z Javą. To już jednak temat na inny artykuł.
Napisz komentarz
Komentarze