Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
czwartek, 28 marca 2024 21:13
Reklama
Reklama

"Najszczęśliwszym dniem był ten moment, gdy przyszło wyzwolenie". Relacja ze wschodu Ukrainy [ROZMOWA]

Łukasz Brządkowski i Tomasz Brzyski w ramach akcji społecznej "Tczew dla Ukrainy" powrócili z kolejnej wyprawy z pomocą humanitarną. Tym razem dotarli aż do obwodu donieckiego.
"Najszczęśliwszym dniem był ten moment, gdy przyszło wyzwolenie". Relacja ze wschodu Ukrainy [ROZMOWA]

Autor: fot. Tomasz Brzyski

 

Z pomocą humanitarną mieli dojechać tylko do Iziumu, dotarli na linię frontu

 

Kolejny raz z Tczewa do Ukrainy ruszył transport z pomocą humanitarną. W planach był przystanek w Boryspolu i dotarcie z pomocowymi pakietami do Iziumu, niedawno wyzwolonego miasta leżącego w obwodzie charkowskim. Łukasz Brządkowski i Tomasz Brzyski pojechali jednak jeszcze dalej docierając do obwodu donieckiego. Tak działa "Tczew dla Ukrainy". Tomasz i Łukasz z pomocą wyruszyli z Tczewa 28 października, zrobili ponad 1500 kilometrów docierając do Iziumu. Tam przekazali pomoc, ale zostali poproszeni o przewiezienie transportu jeszcze dalej na wschód kraju. W konwoju wojskowym ruszyli do obwodu donieckiego, rejonu Ukrainy, w którym nadal trwają walki. Przejeżdżali przez zniszczone rosyjskim ostrzałem miasta. Przemieszczali się zaminowanymi drogami. Wszystko po to, aby pomóc najsłabszym i bezbronnym. 

 

 

fot. Tomasz Brzyski

 

W ramach pomocy humanitarnej, "Tczew dla Ukrainy" dostarczył do Iziumu 200 pakietów z żywnością, 8 kartonów środków higienicznych i medycznych. Dla obrony terytorialnej przewieziono 7 kartonów żywności, leki i agregat prądotwórczyInnym transportem dostarczono 750 termoforów.

 

Przekroczyliśmy rzekę Siewierski Donieck, żeby dostać się do tych wiosek, gdzie trwały walki. Poziom zniszczenia był ogromny, wszystko w zasadzie jest całkowicie zniszczone. Wydawanie pomocy trwało cały dzień. Nam się nie udało wszystkich paczek opróżnić i nie byliśmy w stanie wrócić z rejonu wojennego. Po zmierzchu jeżdżenie jest bardzo niebezpieczne. 

 - Tomasz Brzyski

 

Po drodze Tomasz i Łukasz spotkali transport humanitarny z Krakowa, który potrzebował pomocy w dotarciu do Łymana, miasta położonego w obwodzie donieckim. Ruszyli razem do strefy działań wojennych. 

 

Na drugi dzień podjechaliśmy jeszcze z nimi do Łymana. W konwoju były 4 nasze busy i była eskorta wojskowa. To już nie było tak, że jakiekolwiek papiery pozwoliłyby nam tam wjechać, tylko byli z nami wojskowi, co godzinę zmieniało się hasło i wojskowy miał telefon satelitarny i otrzymał hasło, zajeżdżał na ten blockpost, czyli posterunek i mówił hasło. Jak słyszał odpowiedź jechaliśmy dalej. Tak to wyglądało. Tam cały czas słyszysz eksplozje. Artyleria pracuje i wiemy, że jeżeli wybuchy są dużo dalej to znaczy, że to ukraińska obrona ostrzeliwuje Rosjan, a jeżeli był wybuch blisko to znaczy, że Rosjanie odpowiadają ogniem. Czasami można zobaczyć na horyzoncie słup dymu, czyli wiadomo, że ktoś w coś trafił. [...] Jakkolwiek to nie zabrzmi,  po paru minutach, szczególnie jeżeli my tam rozdajemy tą pomoc humanitarną, to człowiek przywyka.

- Tomasz Brzyski i Łukasz Brządkowski

 

Były tylko zgliszcza

 

Przyjeżdżając do Iziumu okazało się, że obraz zniszczeń jest ogromny. Z 20-tysięcznego miasta nie pozostało praktycznie nic. 200 dni rosyjskiej okupacji doprowadziło do zrównania miejscowości z ziemią. 

 

Żeby uświadomić sobie poziom zniszczeń, to ja mogę tylko tyle powiedzieć, że przyjechaliśmy do tej miejscowości i było zaciemnienie. Na zewnątrz już było ciemno, więc niewiele było widać, tyle co w świetle reflektorach samochodu. Ja uważałem, że tam nikogo nie ma. Były tylko zgliszcza. Dopiero rano, o wschodzie słońca zauważyliśmy, że ludzie wydostają się z tych zniszczonych domów.

- Tomasz Brzyski

 

 

Przez 200 dni nie spojrzała w niebo

 

Gdy w maju Rosjanie wkroczyli do miasta ludność ukryła się w schronach i piwnicach. W piwnicy u Andrzeja, Ukraińca poznanego przez Tomasza i Łukasza schroniło się kilkanaście osób. W tym matka z dwumiesięczną córką. Przez pięć miesięcy wszyscy siedzieli pod ziemią, nie opuszczając schronienia. 

 

W ogóle nie wychodzili  z tej piwnicy i pan Andrzej zaczął się martwić, że ta dziewczynka nie widziała jeszcze światła dziennego i będą problemy ze wzrokiem. Więc, jak te bombardowania były słabsze i czas na to pozwalał, to on z tym dzieckiem wychodził na zewnątrz. Andrzej był jedyną osobą, która wychodziła z tej piwnicy.

- Tomasz Brzyski

 

fot. Tomasz Brzyski

 

Tego, jak dokładnie wyglądała ostatnia wyprawa z pomocą, możecie dowiedzieć się słuchając rozmowy, którą Aleksandra Hotowy przeprowadziła z Łukaszem Brządkowskim i Tomaszem Brzyskim na antenie Radia Tczew. 

 

Kliknij aby odtworzyć
Wykryliśmy, że korzystasz z programu blokującego reklamy w przeglądarce (AdBlock lub inny). Dzięki reklamom oglądasz nasz serwis za darmo. Prosimy, wyłącz ten program i odśwież stronę.



Podziel się
Oceń

Napisz komentarz
Komentarze
Reklama